Owca Sp. z o.o. pożyczyła 1 mln ciężko wcześniej zarobionych (i opodatkowanych) złotych spółce Jagnię Sp. z o.o. Po pewnym czasie okazało się, że Jagnię prędko pożyczki nie spłaci. Owca Sp. z o.o. postanawia zatem zamienić dług na kapitał. Podjęta jest uchwała o podwyższeniu kapitału zakładowego Jagnięcia o 1 mln poprzez emisję nowych udziałów, które obejmie Owca. Ponieważ Jagnię ma oddać Owcy 1 mln zł, a Owca ma wpłacić Jagnięciu 1 mln zł kapitału, oba Parzystokopytne decydują się potrącić, co im się wzajemnie należy. Pożyczka zostaje spłacona a kapitał pokryty. Zdarzenie zasadniczo podatkowo neutralne. I słusznie. Owca się na tej transakcji nie wzbogaciła. Miała 1 mln zł wierzytelności pożyczkowej, teraz ma udziały o wartości (nie więcej niż) 1 mln zł.
Któregoś dnia do zagrody Owcy przychodzi strzygacz (to taki ktoś, który strzyże owce). Stwierdza, że nie było to podwyższenie gotówkowe, tylko aportowe (czyli udziały zostały objęte za wkład niepieniężny). A rozróżnienie – czy to wkład niepieniężny, czy też nie – jest w tym przypadku kluczowe, ponieważ skutki w podatku dochodowym są tu zupełnie różne. Jeśli wkład pieniężny, to zasadniczo podatkowo nic się nie dzieje (czyli mniej więcej tak samo jako ekonomicznie). Jeśli natomiast jest to wkład niepieniężny, to Owca ma przychód w wysokości 1 mln zł (jest taki przepis, że w przypadku objęcia udziałów za aport przychodem jest wartość nominalna objętych udziałów). Tu jeszcze owca stoi spokojnie. Ale jednocześnie strzygacz, wczytując się w reguły strzyżenia, dochodzi do wniosku, że Owca nie tylko że ma przychód (1 mln), ale przy tym nie ma żadnego kosztu, bo udzielona wcześniej pożyczka nie jest wydatkiem Owcy na nabycie przedmiotu aportu (a tylko wtedy zgodnie z ustawą jest koszt). Skutek – Owca na tej transakcji płaci podatek od 1 mln zł (czyli 190 tys.). Ekonomicznie – przypominam – zamieniła tylko jedno aktywo (wierzytelność pożyczkową) na inne (udziały) nijak się nie wzbogacając. Racjonalne? Zgodne ze sztuką strzyżenia?
Widząc maszynkę sunącą po skórze owcy nasuwają się następujące pytania: Czy mógł tak głęboko strzyc? Czy musiał? Co czuje owca? Czy od strzygacza należy oczekiwać empatii dla owcy?
Teza, że potrącenie wzajemnych wierzytelności, to wkład aportowy, jest możliwa, ale zdecydowanie nie jedyna możliwa.
Czy te przepisy mógł tak zinterpretować? Nie wchodząc w głęboką analizę techniczną uznajmy, że tak. Czy musiał? Absolutnie nie. Teza, że potrącenie wzajemnych wierzytelności, to wkład aportowy, jest możliwa, ale zdecydowanie nie jedyna możliwa. Tak samo, jeśli chodzi o brak możliwości uznania udzielonej wcześniej pożyczki za koszt. Natomiast zarówno w kwestii czy jest przychód czy nie, jak i to czy mamy tu koszt, czy nie, możemy dość do rozbieżnych wniosków, jeśli oprzemy się na samej treści przepisów. Strzygacz akurat wybrał taką interpretację, która tnie najgłębiej jak się da.
Co może w takiej sytuacji czuć owca? Złość. Gorycz. I bez tego niefortunnego zdarzenia ze strzyżeniem, będąc przedsiębiorcą płaci szereg podatków i innych obciążeń publicznoprawnych (przez wielu uznawanych za nadmierne). Zmaga się niemal na co dzień z niejasnymi regulacjami. Jeśli jest jakaś równowaga na linii przedsiębiorca – fiskus, jest ona dość delikatna. Jak na tę równowagę wpłynie powyżej przytoczone zachowanie czterech organów władzy? Dlaczego urząd skarbowy, izba skarbowa, wojewódzki oraz Naczelny Sąd Administracyjny (niejednokrotnie co gorsza) interpretowały przepis w sposób, który jest nie tylko niezgodny z celem regulacji – płacimy podatek dochodowy w przypadku, gdy nie ma dochodu – ale również razi brakiem poczucia sprawiedliwości.
Takie wydarzenia nie są niestety odosobnione. Inna prawdziwa historia (tu też nazwy i kwota zmienione). Owca Biała (to osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą) pożyczyła 1 mln złotych spółce Merynos Sp. z o.o. Pożyczki podlegają podatkowi od czynności cywilnoprawnych w wysokości 2% kwoty pożyczki, chyba że udzielenie pożyczki następuje w ramach działalności gospodarczej, która wtedy jest zwolniona z VAT (tak mówią reguły strzyżenia).
Merynos podatku nie zapłacił. Strzygacz w czasie postępowania uznaje, że podatek od czynności cywilnoprawnych zapłacić należało. Na nieszczęście dla Merynosa, strzygacz odnajduje w ustawie o podatku od czynności cywilnoprawnych regulację, wg której jeżeli podatek ten nie został zapłacony, a podatnik w trakcie kontroli podatkowej powoła się na zawarcie umowy pożyczki, to stawka podatku wynosi nie 2 tylko 20%. 10 (słownie: dziesięć) razy więcej. I postanawia zabrać 200 tys z 1 mln złotych. Dla Merynosa to dość droga pożyczka – będzie go kosztować w sumie 1,2 mln zł plus odsetki do pożyczkodawcy…
Przepis dotyczący stawki 20% nie jest jasny i czytając go można również dojść do wniosku, że nie powinien mieć tu zastosowania. Jeśli poza analizą samej treści przepisu sięgniemy do jego genezy i celu, dochodzimy do wniosku, że dotyczyć powinien zupełnie innej sytuacji. Przepis ten został bowiem wprowadzony jako odpowiedź na ukrywanie przez podatników dochodów z nieujawnionych źródeł. Mianowicie podatnicy na pytanie skąd mają środki, skoro nie mieli dochodu, zeznawali że to nie ich, tylko pożyczone (od ojca, babci, itd.). Ustawodawca, chcąc walczyć z tym tak zgrabnym, jak skutecznym kłamstwem, wprowadził przepis o opodatkowaniu pożyczki stawką 20%, jeśli podatnik na zawarcie takowej się powoła, żeby choć te 20% nieujawnionych środków zabrać (i słusznie). Identyczne rozwiązanie jest przewidziane w podatku od spadków i darowizn. Przyczyna ta sama, zwalczanie powoływania się na szczodrość w kręgu najbliższych, którego „substancja” rzekomo przez lata leżała zaszyta w materacu.
Natomiast w przytoczonej historii przepis został niespodziewanie wykorzystany, by zabrać 20% legalnie posiadanych środków finansowych, wykorzystując nieprecyzyjność przepisów.
Kilka innych przykładów głębszego strzyżenia? Proszę bardzo:
Jaki morał wynika z tych historii? Ustawodawca oczekuje od przedsiębiorców racjonalnego zachowania – na przykład ukształtowana linia orzecznicza pozwala uznać za koszt podatkowy tylko takie wydatki, których poniesienie jest racjonalne. Dlaczego przedsiębiorca nie może zatem oczekiwać tego samego od organów Państwa? Tym bardziej, że mają one szerszy wachlarz narzędzi pozwalającym im zachowywać się racjonalnie (doświadczenie, efekt skali, wymiana informacji), niż przedsiębiorca (który jest pozostawiony sam sobie i często prowadzi swoją działalność metodą prób i błędów).
Minimalistycznie nie wymagam od organów Państwa decyzji racjonalnych, jeżeli byłyby niezgodne z literą prawa. Dura lex sed lex. Choć byłoby miłe, gdyby przynajmniej w takich sytuacjach organy podjęły jakieś działania zmierzające do zmiany takiego prawa. Nawet jeśli uznamy, że organy w powyższych przykładach doszły do wniosku (z czym się trudno zgodzić), że nie można było tych regulacji zinterpretować inaczej, to żaden z nich nie stwierdził, że przepisy są nadmiernie sankcyjne w danych okolicznościach.
Ocena skutków podatkowych zdarzeń gospodarczych bez ich zrozumienia prowadzi do efektów, które mogą wywołać u podatników silne poczucie niesprawiedliwości.
Natomiast, jeśli przepis nie jest jednoznaczny i dopuszcza różne interpretacje, to oczekiwałbym orzekania zgodnego celem przepisu, jego wykładnią gospodarczą (odzwierciedlającą zdarzenia gospodarcze i z punktu widzenia gospodarczego racjonalne) i poczuciem sprawiedliwości. Czego w przywołanych historiach (dodajmy przykładowych jedynie), zabrakło.
Ocena skutków podatkowych zdarzeń gospodarczych bez ich zrozumienia prowadzi do efektów, które mogą wywołać u podatników silne poczucie niesprawiedliwości. Jak temu zapobiec? Może organy Państwa powinny częściej korzystać z pomocy biegłych? Może więcej szkoleń z zakresu ekonomii i życia gospodarczego? Głęboko wierzę, że poprawa w tym zakresie będzie korzystna tak dla przedsiębiorców, jak i dla Skarbu Państwa. Owca strzyżona zgodnie z zasadami sztuki da w przyszłości gęstsze runo.